Niedawno z ust koleżanki, z którą
nawet nie znam się zbyt dobrze, usłyszałam pytanie „Czy szukam partnera?”.
Chwile później usłyszałam samą siebie pewnie odpowiadającą… NIE. W odpowiedzi
na to zobaczyłam, jak oczy tejże koleżanki niemalże wychodzą na wierzch, a z
jej zdziwionych ust usłyszałam: „Ale jak to?! Ale czemu?!” okraszone pięknym
„Kto Ci wniesie lodówkę na 5 piętro?!”. I zupełnie szczerze, po raz pierwszy
chyba sama sobie uwierzyłam, że tak właśnie jest – nie szukam partnera, bo
najzwyczajniej w świecie jestem szczęśliwa. Niezależnie od tego, jaki jest mój
status związku.
Boże Narodzenie czai się tuż za
horyzontem, a wraz z nim mnogość pytań o
„drugą połówkę”, o to, kiedy sobie kogoś znajdziemy i cały ten festiwal
przesłuchaniowy, którego efekt jest jeden – zakłopotanie. W ogniu pytań, które
de facto nie mają jednej klarownej odpowiedzi, łatwo jest wpaść po uszy w
rozmyślanie nad tym, czego nam brak i co z nami jest nie tak.
Jestem szczęśliwa będąc sama. Nie
znaczy to, że w przyszłości nie planuje się wiązać czy dzielić z kimś życia.
Znaczy to tylko tyle, że czuję się równie szczęśliwa sama zasypiając w dużym
wygodnym łóżku, sama planując swoją przyszłość, sama spędzając wieczory czy też
chadzając na spacery w pojedynkę. Nie zamykam się na wizję dzielenia tej
przestrzeni życiowej z kimś innym, a już na pewno nie zamykam się na innych
ludzi. Najzwyczajniej w świecie, nie czuje się z tym gorzej i nie uzależniam
swojej pewności siebie od „drugiej połówki” obok.
Nie bez powodu tą „drugą połówkę”
umieszczam w cudzysłowie, bo stwierdzenie to od dawna kojarzy mi się z jednym —
z brakiem. Tak jakby singlom czegoś brakowało. Mam co prawda wszystkie ręce,
nogi. Inne organy też chyba mam na miejscu w ilości wymaganej. Ba,
powiedziałabym nawet, że mam więcej, niż miałam wcześniej. Nie szukam drugiej
połówki, bo jestem równie wartościowa z nią, co i bez niej. Jestem całością.
Takie podejście to u mnie nowość.
Nowość, która przychodziła do mnie stopniowo i jest efektem długiej pracy nad
sobą… nad sobą albo nad tym na ile daje się ponieść temu co słyszę od innych.
Bo jak się w kółko słyszy „Oo a ty znowu sama?” to bardzo łatwo jest szukać
dziwnych związków przyczynowo skutkowych. Sama, bo ma za dużo / za mało w talii. Sama, bo
za dużo / za mało zarabia, bo odnosi sukcesy (nie, to nie żart, tak też bywa). Sama, bo
ma nie taki kolor włosów. Sama, bo źle gotuje. Sama, bo nosi za długie
sukienki. Sama, bo za bardzo jej zależało (A może jednak za mało?).
Jeszcze niedawno sama tkwiłam w
relacji, która podkopywała moją samoocenę, pewność siebie i to jak postrzegałam
świat. Trzymałam jej się kurczowo, bo wizja życia znowu w pojedynkę wydawała mi
się karą, na którą przecież niczym sobie nie zasłużyłam. Bo łatwiej było
akceptować codzienne docinki na temat każdej fałdki na brzuchu niż postawić
granicę. Z perspektywy czasu, pomimo ogromu zła, które ta relacja mi
wyrządziła, wejście w nią nigdy nie będzie decyzją, której będę żałować. Będę
natomiast wdzięczna, że ten etap życia mam za sobą, będę wdzięczna za wszelkie
lekcje, które z niej wyniosłam. Czasem chyba trzeba rozpaść się na milion
kawałków, zburzyć to, co się budowało, by na silniejszym fundamencie zbudować
coś lepszego.
Trzeba też dużo odwagi, by
zdecydować się na życie w pojedynkę i samemu poukładać sobie wszystko w głowie,
zanim zdecydujemy się na jakieś głębsze relacje. Przymykanie oka na różnice,
które prędzej czy później podzielą związek na pół, jest o wiele łatwiejsze. Na
fali różnych emocji łatwo jest wybaczyć to, czym sami gardzimy, obserwując
innych. Trzeba jeszcze więcej odwagi i siły, by pomimo motylków w brzuchu
twardo stąpać po ziemi i poza uczuciami zwracać uwagę też na fakty. Od bycia
samemu jeszcze gorsze jest otaczanie się ludźmi, dzięki którym czujemy się
samotni jak palec.
Piszę o tym, bo wiem, że takich osób jest więcej. Bo wiem,
że wciąż jeszcze mylimy ludzi samych z samotnymi. Bo wiadomo, że we dwójkę jest
łatwiej. Rozpoczynając od zwykłej codzienności po podróże czy jakieś większe
plany. Bo wciąż jeszcze myślimy, że tak jak w matematyce, w relacjach też
zawsze 2 to więcej niż 1. A prawda jest taka, że jesteśmy tak samo wartościowymi osobami niezależnie
od tego, kogo mamy u swojego boku. Zresztą jak to z szukaniem zwykle bywa –
najlepsze zwykle przychodzi nieoczekiwanie.
Ala.