W ramach wstępu do „Ulubionej
kawy Michała Koterskiego” przyznać się muszę, że bardzo długo dzwoniło mi w
uszach każde wypowiedziane słowo. Długo próbowałam ogarnąć to umysłem i
serduchem, żeby nie zgubić żadnych emocji czy jakiejś ważnej myśli. Przez to
rozmowa z dyktafonu przenosiła się tu tak długo… ale w ramach rekompensaty mogę
zapewnić, że znajduje się w nim sporo życiowych sytuacji, sporo śmiechu i jeszcze
więcej szczerości oraz kwestii osobistych.
Rozmowa odbyła się
jeszcze przez premierą filmu „7 uczuć” Marka Koterskiego, dlatego na końcu
rozmowy, za ostatnim pytaniem wyjątkowo znajduje się mały dopisek ode
mnie.
ASIA ZIÓŁKOWSKA:
Teraz często się o Panu mówi, że Misiek Koterski zaczął „nowe życie”, więc
proszę mi powiedzieć… Jak zacząć wszystko tak totalnie na nowo?
MICHAŁ KOTERSKI: Fajne
to jest sformułowanie „nowe życie”. Powiem tak, szczerze mówiąc nie wiem jak
odpowiedzieć na to pytanie. Jak się do tego zebrać? Trudno mi jest dawać jakieś
rady, bo przez ostatnie lata nauczyłem się, że nie ma co dawać rad. Jedyne co
można robić, to robić swoje, dzielić się swoim doświadczeniem i po prostu
ludzie albo mogą z tego czerpać, albo nie. Mówię tak o tym dlatego, bo sam
przez wiele lat tych rad nie słuchałem i one na mnie nigdy nie działały.
ASIA: Skoro nie
były to rady, to co takiego zadziałało?
MICHAŁ: Bardziej
działało na mnie czy świadectwo czy działanie innych osób… a jak to się u mnie
zadziało? Tylko chyba wie to Ten u góry, bo ja nie potrafię na to dokładnie
odpowiedzieć, nie potrafię tego w pełni sformułować. W każdym razie mogę
powiedzieć, że moje życie było bardzo burzliwe i nie mogę powiedzieć, że żałuję
tego życia, bo dzisiaj wiem, że ono tak musiało się potoczyć. Musiało tak być, żebym ja dotarł do tego miejsca, w którym
jestem. Gdyby nie te wszystkie wydarzenia, to nie zebrałbym tych wszystkich
złych doświadczeń i nie miałbym z czego czerpać teraz. Mam takie poczucie, że
człowiek przede wszystkim uczy się z własnych doświadczeń i przyszedł taki
dzień, że już naprawdę byłem zmęczony swoim życiem.
ASIA: Co
dokładnie kryje się za tymi słowami? Dość mocnymi słowami.
MICHAŁ: Po prostu
nie miałem siły już dalej tak żyć. Wiele, wiele razy oszukiwałem się, że chcę
tak żyć, aż w końcu przyszedł taki dzień, że może Pani wierzyć albo nie, po prostu
klęknąłem na kolanach i prosiłem Boga z całych sił, bez licytowania się… bo
wcześniej miałem taki moment, że prosiłem Pana Boga „Panie Boże jak mi pomożesz
to będę taki, taki i taki”. Tak się licytowałem i rzeczywiście- w moim życiu
się poprawiało. A jak się poprawiało, to ja zapominałem i dalej robiłem swoje.
Często tak prosiłem Boga a jak wstydziłem się już Boga to modliłem się do
Chrystusa i mówiłem to samo: Chrystusie pomóż mi a jak Ty mi pomożesz…. A kiedy już Chrystusa tyle razy oszukałem, to
było mi głupio i zwracałem się do Matki Boskiej i głupio mi było ciągle Ich
oszukiwać i ciągle prosić, bo rzeczywiście oni ciągle pomagali a ja ciągle się
licytowałem i oszukiwałem.
ASIA: Aż w
końcu...
MICHAŁ: Przyszedł
dzień- 4 grudnia, ponad 4 lata temu. Poczułem takie ogromne zmęczenie i to jakoś
tak wpłynęło na mnie, że powiedziałem: „Panie Boże, pomóż mi. Po prostu daj mi siłę na to żebym ja się
wyrwał z tego wszystkiego, co było złe w moim życiu.”. I tak się po prostu stało. Obudziłem się
następnego dnia i poczułem taką ogromną siłę, coś takiego- takie uwolnienie od
tych wszystkich różnych rzeczy, które w tamtym momencie mnie wiązały. Poczułem,
że jestem wolny, że nie mam obsesji picia, brania i w ogóle tego całego
uwiązania, w którym żyłem.
ASIA: Ale tak po
ludzku rzecz biorąc, to chyba trudno jest tak zerwać z tym wszystkim, w dodatku
w krótkim czasie.
MICHAŁ: Myślę, że
to wszystko wymaga chęci i dokonania wyboru, że już się nie odwracam. Ciężko
jest się pożegnać z niektórymi rzeczami. Niektóre są bardzo przyjemne, niektóre
dają nam takie różne momenty uniesień, ale często trzeba zapłacić za to w życiu
wysoką cenę. Trzeba się wtedy zdecydować czy jestem w stanie żyć bez tych
przyjemności. Przyjemności, które oferują mi takie momenty uniesień, ale z
drugiej strony wystawiają ogromny rachunek i ciągnął mnie w dół.
ASIA: No dobrze.
To pozwolę sobie zapytać o te niektóre rzeczy. Jeśli jednak będzie to zbyt
osobiste pytanie albo w ogóle „zbyt” jakieś to proszę się nie gniewać tylko mnie
kopnąć.
MICHAŁ: Nie no…
to umówmy się, że ja po prostu wtedy nie odpowiem. (śmiech)
ASIA: No dobrze,
więc prosto z mostu: czy łatwo jest się uzależnić?
MICHAŁ: Wie Pani,
to pewnie trzeba zapytać specjalistów. Ja nie jestem specjalistą, ale właściwie
mogę powiedzieć o swoim doświadczeniu. Mi było łatwo. Widocznie miałem do tego
predyspozycje. Sięgnąłem po alkohol i
narkotyki w bardzo młodym wieku. Miałem 13 do 14 lat i po prostu uzależniłem
się od razu.
ASIA: To może zostawmy
już przeszłość i skupmy się na tym co teraz. Jakie uniesienia towarzyszą Panu
teraz? Nie chcę zapytać o nic złego… Pytam tak najzwyczajniej czy są to na
przykład uśmiechy synka- Frylka czy może czas spędzony z Ptysią- bo chyba tak Pan
mówi na swoją wybrankę Marcelę, jeśli się nie mylę?
MICHAŁ: Tak, tak.
Frylek i Ptysia. Nie ukrywam, że już same narodziny Frylka były takim wielkim
uniesieniem; że tak powiem: nie ma takich substancji na świecie, które byłyby w
stanie zastąpić radość i uniesienie z powodu narodzin dziecka. Ja przez kilka
dni po narodzinach czułem taką euforię, że zwyczajnie myślałem, że sobie z nią
nie poradzę. To był taki haj… tego naprawdę trzeba doświadczyć, żeby zrozumieć o
czym ja mówię. To był naprawdę niesamowity dzień.
ASIA: Był Pan
przy porodzie?
MICHAŁ: Byłem
przy porodzie i to ja pierwszy wziąłem go na ręce. Oczywiście… nie ujmuję roli
mojej Marceli. (śmiech) To są właśnie te momenty prawdziwej euforii w życiu a
potem się zaczęło…
Z dzieckiem jest już tak, że coś chce i tak naprawdę nie wiadomo co chce, bo że tak powiem- nie wyraża swoich potrzeb w znanym nam języku. Tak więc to wszystko wiązało się z lękiem: Co mu się dzieje? Czemu płacze? Jak możemy mu pomóc? Wiadomo, że chce się żeby to dziecko nie cierpiało, bo płacz kojarzy nam się z cierpieniem. Tak zaczęła się długa droga uczenia się jak to będzie, co on lubi, jaki ma rytm, o której śpi, kiedy chce jeść, kiedy trzeba zmienić pampers, więc to było bardzo, bardzo trudne. Jak już tego się nauczyliśmy i to się stało łatwiejsze, to teraz co innego jest trudniejsze. Oczywiście są te piękne uśmiechy, ale tak to w życiu już jest, że to są momenty.
Z dzieckiem jest już tak, że coś chce i tak naprawdę nie wiadomo co chce, bo że tak powiem- nie wyraża swoich potrzeb w znanym nam języku. Tak więc to wszystko wiązało się z lękiem: Co mu się dzieje? Czemu płacze? Jak możemy mu pomóc? Wiadomo, że chce się żeby to dziecko nie cierpiało, bo płacz kojarzy nam się z cierpieniem. Tak zaczęła się długa droga uczenia się jak to będzie, co on lubi, jaki ma rytm, o której śpi, kiedy chce jeść, kiedy trzeba zmienić pampers, więc to było bardzo, bardzo trudne. Jak już tego się nauczyliśmy i to się stało łatwiejsze, to teraz co innego jest trudniejsze. Oczywiście są te piękne uśmiechy, ale tak to w życiu już jest, że to są momenty.
ASIA: Żeby dobrze
zrozumieć…. w jakim sensie momenty?
MICHAŁ: Ja już się przekonałem, że w życiu jest super-
to są takie momenty, ale generalnie życie polega na ciężkiej pracy i wcale nie jest
pasmem codziennych radości. Tylko to takie zmaganie się z samym sobą, z
przeciwnościami losu, ale żyje się dla tej chwili. Tak jak śpiewał Rysiek
Riedel „W życiu piękne są tylko chwile…” i właśnie dla tych chwil żyjemy.
ASIA: Czy można
powiedzieć, że Frylek pomaga się Państwu bardziej poznać, dotrzeć? Kiedy
jesteśmy już przy chwilach i momentach to samo nasuwa się pytanie o życie
rodzinne, bo nie jest to tajemnicą, że dosyć szybko potoczyła się Państwa
historia miłosna i założenie rodziny.
MICHAŁ: Ręka Boga
(śmiech). No dosyć szybko musieliśmy siebie poznać, ale że tak powiem- na
szczęście dziecko nie rodzi się od razu, tylko było te 9 miesięcy. Było te 9
miesięcy i jeszcze dosłownie 2 miesiące od naszego poznania, czyli tak naprawdę
niecały rok mieliśmy żeby się dotrzeć.
ASIA: To dużo i
niedużo. Jak się Państwo odnaleźli w takiej sytuacji?
MICHAŁ: Mieliśmy
taki przyspieszony kurs związku a jak wszyscy wiemy bycie w związku to jest
ciężka, ciężka praca. I powiem, że tak
troszkę mam taki wyrzut czy taką pretensje do czasów dzieciństwa, że tak się
mówi, że miłość Cię uzdrowi. Czy filmy
jak są o miłości to nawet jak tam mają jakieś perypetie, to jednak kurcze
zawsze są razem i żyli długo i szczęśliwie. Okej, super. Tylko kurde, nikt nie
pokazuje co to znaczy, te „długo i
szczęśliwie”. Wszystkie filmy opowiadają
o tym, jak ludzie się poznają, jak rośnie ta miłość i jak są razem, ale nikt
nie pokazuje tego, jaką ta miłość jest ciężką pracą.
ASIA: A co dla
Pana znaczy miłość? I czy taka miłość bardzo różni się od tej filmowej?
MICHAŁ: Na miłość składa się wiele „rzeczy”, między
innymi poświęcenie, rezygnacja z siebie, jakąś sztukę rozmowy, negocjacji i tak
dalej i tak dalej. Ta filmowa tak samo wygląda nawet w szkolnej literaturze, że właśnie ta miłość jest taka
ogromna i tak uzdrawia bohaterów. To
jest wszystko super i ja to wszystko popieram. Tylko nikt nas nie uczy w szkole
jak poradzić sobie z tą miłością, nikt nas nie uczy tego, że miłość to jest
przede wszystkim poświęcenie. To trochę jak z pielęgnowaniem kwiatka: on nie
tylko jest piękny i można na niego popatrzeć, że jest taki piękny, tylko trzeba
codziennie go podlewać, przyglądać się i tak dalej. Tak samo jest z miłością- o nią
trzeba codziennie, codziennie walczyć. Codziennie
się uczyć i codziennie się nią opiekować. Myślę, że przez to właśnie jest dużo
rozwodów, że my jesteśmy przyzwyczajeni do tej miłości, która jest w brzuszku,
jest fajnie, jest moment chemii i są chwile uniesień. A wszyscy dobrze wiemy,
bo na pewno każdy z nas był zakochany, na pewno też Pani wie pani o czym mówię…
że przychodzi taki moment i nagle cyk i nie ma tego uczucia w brzuszku, tej
chemii i nie wiadomo czego i wtedy człowiek się zastanawia „Czy ja przestałem
kochać?”. A to wcale nie jest tak, że
przestałem kochać. To najgłupsze, co można pomyśleć. Moim zdaniem to jest tak:
poznaliśmy się, zakochaliśmy się, ale teraz zaczyna się ta ciężka praca i to
też jest coś fajnego, ale teraz też zaczyna się sprawdzian dla tego związku.
Ale jak to Pani powiedziała na początku,
w tym „nowym życiu” dużą rolę odgrywa Bóg i też sobie myślę, że on wiedział
lepiej ode mnie co robić i w tym wszystkim nam pomaga.
ASIA: Pozwolę
sobie skomentować, że nieźle Bóg Pana obdarza… nie dość, że jest ten wspaniały pierworodny
synek, to jeszcze Pana miłością, wybranką jest modelka.
MICHAŁ: No tak
kobieta- modelka to jedno, ale już życie mnie nauczyło, że piękno nie wystarczy
w życiu. Dużo pięknych rzeczy w życiu miałem, ale one nie załatwiają tej
codzienności. Za tym pięknym człowiekiem nie kryje się tylko wygląd… tylko to
codzienność, że ja wstaję rano i chcę spędzić czas z tą osobą, że my się
dogadujemy, że my się przede wszystkim lubimy. Ale tak naprawdę przede
wszystkim dla mnie ważne jest to czy jak ja ją kocham, to czy ona czuje się
kochana. Oczywiście wiadomo, że dla nas facetów ta uroda jest ważna, bo
jesteśmy wzrokowcami. Każdy oczywiście ma inne pojęcie tej urody, ale
generalnie przede wszystkim liczy się to wewnętrzne piękno. Myślę, że Bóg mnie
obdarował taką wyjątkową osobą która nie piję alkoholu, która nie stwarza
zagrożenia. Nie chodzi o to, że ona musiała być alkoholiczką. Tylko chodzi o
to, że nawet ona nie pije nawet lampki wina do kolacji, że u niej w domu się
nie pije. To niby nic takiego, ale dla mnie to naprawdę wiele znaczy.
ASIA: Skoro
mówimy o Bogu… przeczytałam ostatnio gdzieś w sieci, że nie przepada Pan, gdy w
wywiadach nikt nie zapyta o życie zawodowe tylko pytania przesycone są
generalnie samą „prywatą”- o przeszłość, o kobietę, o Boga.
MICHAŁ: Ja nie
mam problemu z rozmawianiem o Bogu, bo jestem Mu po prostu wdzięczny, ale też mam
czasami dosyć tej dziennikarskiej pompy.
ASIA: Ufff, my na
szczęście tak po prostu rozmawiamy, bez pompy i takich tam. Dlatego, jeśli zechciałby
Pan coś zdradzić o zawodowych planach i marzeniach, to byłoby mi bardzo miło.
MICHAŁ: Ja celuje
wysoko. Moim marzeniem jest zdobycie Oskara. Ja wiem, że go zdobędę, tak jak
wiedziałem, że w ogóle spotkam miłość mojego życia, że będziemy mieli razem
wspaniałe dziecko. To były moje marzenia, które ja zdmuchnąłem na świeczce,
które Bóg wysłuchał. Wydaje mi się więc, że trzeba prosić Boga i marzyć. I takim
moim zawodowym marzeniem jest zdobycie tego przysłowiowego Oskara.
ASIA: I co robić,
żeby te prośby i marzenia zostały wysłuchane?
MICHAŁ: Ja
wizualizuję te marzenia i podążam za nimi. Proszę Boga, tak szczerze mówię o
czym marzę i mam wrażenie, że on się nad tym pochyla. Ja wiem, że tu- zawodowo
się cuda nie zdarzą, ale ja wkładam w to wszystko ciężką pracę. Moim marzeniem
było zagrać w teatrze. I zagrałem. Najpierw małą rolę w teatrze w komedii we
Wrocławiu, potem główną rolę w takim kultowym spektaklu Mayday 2 ze świetną
obsadą, potem kolejną i kolejną… Ja wtedy wiedziałem, że zrobię to najlepiej
jak potrafię, bo wiedziałem że to jest moje marzenie.
ASIA: Bardzo
ciężko było przejść te drogę, by być w tym miejscu?
MICHAŁ: Ja jestem
chłopakiem, który wychował się w Łodzi na blokowiskach. Wiem, że gdybym ja tak
nie marzył to nawet mój ojciec- reżyser by dla mnie tych wszystkich ról nie
skonstruował, bo by mu życia na to nie starczyło. A ja marzyłem mimo tego, że
wszyscy mi mówili „Weź ty się puknij w głowę bez szkoły aktorskiej i bez
żadnych studiów, gdzie Ty będziesz grał w teatrze…”. Gdybym słuchał tego wszystkiego, co się dzieje
wokół mnie, to pewnie nigdzie bym nie zaszedł. Staram się tego nie słuchać,
tylko słuchać tych własnych marzeń i za nimi podążać. Po serii tych spektakli,
o których wspomniałem zadziało się coś wyjątkowego. Po ostatnim spektaklu, na
który przyszedł mój ojciec, podszedł do
mnie i powiedział „Chciałem Ci zaproponować główną rolę Adasia Miauczyńskiego w
moim filmie.” . A ja zawsze patrzyłem, jak ci kultowi Adasiowie grali w każdym
w filmie mojego ojca. Patrzyłem na tych świetnych, genialnych aktorów i
przyznam, że tak w głębi duszy zawsze marzyłem, że kiedyś może ja zagram tego
Adasia Miauczyńskiego. Gdzieś to w głębi duszy miałem, że kurde wiem jak to
zrobić, wiem jak to zagrać. Wiedziałem, że zrobiłbym to najlepiej jak potrafię.
I powiem tak: czasami trzeba uważać, co tam sobie człowiek marzy, bo był dla
mnie taki szok. To tak nagle na mnie spadło, że przyznam szczerze- troszkę mi ten lęk towarzyszył, gdy dowiedziałem
się jaka jest plejada gwiazd, która jeszcze nigdy nie spotkała się w takim
składzie razem i ja tam z nimi grający główną rolę. Zrobiłem wszystko co mogłem
zrobić w tym kierunku, żeby zrobić to jak najlepiej a widzowie ocenią. Moje marzenie
się spełniło.
ASIA: I co dalej?
Co teraz?
MICHAŁ: Teraz
przygotowuję się do kolejnego spektaklu a nawet dwóch. Jednego, takiego
kultowego czyli „Dnia Świra”, ale w postaci musicalu, gdzie będę śpiewał. Jest
to dla mnie trudne, ale nigdy nie śpiewałem. Z resztą ja uważam również, że kto nie
ryzykuje to się nie dowiaduję, po prostu- nie uczy się pewnych rzeczy. Bo ja
też mam prawo dać dupy- za przeproszeniem. Może to być klapa, ale jeśli ja tego
nie wezmę, to będę całe życie się zastanawiał jak by to było. Ja jednak wolę
odnieść porażkę lub sukces niż nic nie zrobić. To są dopiero 4 lata mojego „nowego
życia” a już tyle zawodowo się zadziało… już nie wspomnę o prywatnych sprawach,
bo to jest dopiero kosmos!
ASIA: To niezłe
określenie, bo zlepek tych wszelkich wydarzeń obserwowanych z boku, to naprawdę
kosmos!
MICHAŁ: Każdy
może uważać, co chce. Może się ze mnie każdy śmiać, ale ja uważam jedno i to
jedno będę powtarzał i to jedno polecam każdemu: podążajcie ze swoimi
marzeniami.
ASIA: Po takich
słowach wiemy chyba wszystko co najważniejsze, więc pozostaje mi zapytać już
tylko o jedno… Jaka jest Pana ulubiona kawa?
MICHAŁ: Moja
ulubiona kawa to jest czarna bez mleka z dwoma łyżkami cukru. Dostałam od mojej
narzeczonej taki samowarek do kawy i takie kopnięcie z tego jest niezłe i ja
sobie tam zaparzam czarną kawkę codziennie i pyszna jest.
ASIA: Zaparzam,
wypijam i idę z tym kopnięciem codziennie w świat walczyć o marzenia?
MICHAŁ: Tak! Dokładnie
tak jest, jak Pani mówi.
Parafrazując: Koniec i bomba, a kto nie widział filmu ten trąba!